nie żeby co ale christopher robin to angielskie imie tego krzysia. Więc jakby zostawila angielską nazwe to nikt by nie skumał o czym jest ten film. A jakby miała to dosłownie przetłumaczyć to wyszedł by film pt "Krzyś". Średnio by to wyglądało na plakacie. Poza tym podejrzewam że oni to tak nazwali ponieważ kubuś w jednym filmie śpiewał piosenke 'Krzysiu gdzie jesteś".
Przecież taki tytuł byłby najgorszy z możliwych xD Zapewniam cie że tłumacze (a nie żadna pani Halinka, cokolwiek to znaczy) znają się na tym lepiej. Ten tytuł jest świetny bo jest estetyczny i nawiązuje bezpośrednio do starszej bajki.
Ja tylko napomknę, że mało jest tematów tak śmiesznych dla studentów kierunków językowych (a szczególnie wykładowców) jak polska szkoła tłumaczenia filmów.
To tylko świadczy o tym jak słabe są polskie uczelnie, większość studentów nie potrafi nawet myśleć
daj linka jakiegoś na ten dowód . Jeśli zależało by ci by każdy włącznie z rodzicami i dziećmi powinien sie angielskiego tak uczyć to na leczenie czas .
A Ty to tak na serio? Tytuł oryginalny można sprawdzić na film webie, to żadna filozofia... A jeżeli sprawia Ci to trudność to masz braki nie tylko w nauce angielskiego ;) Pozdrawiam
Tylko nikt by nie skojarzył oryginalnego tytułu z postacią Krzysia od Puchatka. W polskiej wersji językowej to imię zostało spolszczone i funkcjonuje od lat. Tłumacze są po prostu konsekwentni.
Chociaż u mnie w książce (przekład aut. Ireny Tuwim) jest Stumilowy las, a w filmie Stuwiekowy las.
W oryginale, jak udało mi się sprawdzić, Hundred Acre Wood, czyli stuakrowy.
Poza tym nie da się ukryć, że tytuł spolszczony dobrze oddaje klimat filmu, a wszyscy czytelnicy Milne'a znają Krzysia.
Oryginalny tytuł nie zaciekawiłby rodziców, a co dopiero dzieci. Musieli go zmienić. Mogli zostawić samo "Krzyś", ale dodali jeszcze coś od siebie nawiązując do starej piosenki z Kubusia. Według mnie się naprawdę spisali. Oryginalny tytuł nie zawsze równa się odpowiedni.
W Polskiej wersji był Krzyś. Nie było podanego nazwiska. Jeżeliby pozostawić tytuł oryginalny, to w filmie też musiałby pozostać Christopher, a zatem nie powinien być Kubuś Puchatek, tylko Winnie the Pooh. Chyba, że jesteś z tych co tłumaczą imiona wybiórczo, jak im się podoba. Tylko zwróć uwagę, że odbiorcą filmu jest rodzic (zapewne wychowany na dobranocce, albo książce), który chce zabrać na to dziecko (które zapewne też zna Krzysia i Kubusia), więc widząc na plakacie Christopher Robin, nic im to nie powie, nawet jak na plakacie będzie Kubuś.
Najśmieszniejsze, że wszyscy się czepiają Christophera Robina, a był polski przekład Kubusia, gdzie Puchatek nazwany został Fredzią Phi-Phi. Autentycznie, nie żartuję, jak babcie kocham.
A inna rzecz: nie mam nic do polskiego tytułu, chociaż wolałabym oryginalny, ale myślę, że to dlatego, żeby się nie myliło z Goodby, Christopher Robin - film z poprzedniego roku o A. A. Milne'em. Nawiasem mówiąc, szkoda, że nie doczekał się dystrybucji w naszym kraju.
Mam ten przekład :D jako dziecko byłam przekonana, że Kubuś Puchatek i Fredzia Phi-Phi to dwie różne książki, tylko któryś autor ściągnął od drugiego pomysł :D
Mi się polskie tłumaczenie tytułu podoba, od razu komunikuje jaki to jest film, do czego nawiązuje, nie trzeba się zastanawiać czy patrzeć na plakat. No i jest dość wierny - w tym sensie, że tak jak wszyscy pisali przede mną "Christopher Robin" się w Polsce nie kojarzy prawie wcale, a samo "Krzysiu" za mało mówi/budzi skojarzeń. Także jest ok, mogli przetłumaczyć jako "Czerwony balonik", "Przygoda w stumilowym lesie" albo coś :D
Był i znam jego uzasadnienie. Winnie w języku angielskim jest zdrobnieniem żeńskiego imienia Winnifred w związku z tym tłumacz uznał, że skoro to jest żeńskie imię to i w polskiej wersji powinno być żeńskie. Ciężko było zdrobnić pierwszą część imienia więc zdrobniono drugą.
Tylko jak się okazało tłumacz poszedł po najmniejszej linii oporu nie starając się nic dociekać. Niedługo po tym pojawiło się inne wytłumaczenie. Otóż pan Alan Alexander chadzał z Krzysiem do londyńskiego zoo, a chłopiec bardzo lubił baribala (samca) przywiezionego z Kanady złapanego w okolicach Winnipeg, po którym otrzymał imię.
A ja znam inne uzasadnienie. Rzeczywiście, w oryginale Winnie the Pooh jest chłopcem o zwyczajowo żeńskim imieniu. Milne nawiązuje nawet do tego problemu w rozmowie z Krzysiem. Tłumaczka (nie tłumacz) Monika Adamczyk-Grabowska, z wykształcenia filolożka angielska, nie z przekory, czy lenistwa zmieniła imię misiowi, ale by było bardziej wierne swojemu pierwowzorowi. I tak, ten sławny miś o bardzo małym rozumku został nazwany na cześć prawdziwego niedźwiedzia czarnego, samicy Winnipeg. Tylko chyba kilkuletniego syna pisarza niezbyt zajmowały sprawy genderowe.
Syna nie, ale seniora może tak. Przekonywał mnie ktoś bieglejszy niż ja w angielskim, że w oryginale Milne'a jest sporo seksualnych figlów, np. pagórek z jamą króliczą, w której ugrzązł Kubuś (Fredzia/Winnie) jawnie odnosił się do wzgórka łonowego... Trudno mi być jednoznacznym, ale czytałem także "Dawno, dawno temu" tegoż autora, gdzie takich "dorosłych żartów" jest trochę.
Jednak to przekład autorski I. Tuwim stał się wiodącym. Nawet jeśli nie oddaje wszystkich złożoności oryginału, stał się kongenialnym dziełem i to odpornym na czas.
Nazwisko nie musi być podane- on się nazywał Milne. Christopher Robin to jego dwa imiona. Dorosły Christopher miał
Tak dość bycia Krzysiem, ze nie używał nazwiska rodowego.
Christopher Robin Milne był synem autora. Na nim wzorował się Milne tworząc Christophera Robina. W filmie postać ma na nazwisko Robin. Tak samo jak żona Evelyn Robin i córka Madeline Robin. Nie oglądałem z Polskim dubbingiem, ale w oryginale na pewno pada nazwisko Robin.
Jak tak bardzo jesteś zwolennikiem tłumaczeń oryginalnych,to powinieneś sie Amerykaninem sie urodzić .
Polski tytuł bardzo dobrze pasuje do filmu i lepszego sobie chyba nie wyobrażam.
Co nie zmienia faktu że w kasie kina poprosiłem o "dwa bilety na Kubusia...znaczy na Krzysia..." ;)
Wynika to z tego że postać Christophera Robina jest znana w Stanach - u nas nawet zwykłego Krzysia nie każdy by od razu skojarzył, za to ten tytuł nawiązuje bezpośrednio do bajki - moim zdaniem udany zabieg tłumaczeniowy. Bo to jak tłumaczenie piosenek, nie zawsze da się dosłownie, żeby pasowało ;)
Rozumiem Twoje stanowisko, ale w przypadku takiego tytułu trudno o złoty środek. To jednak nie jest "Dirty dancing", ani nic w tym stylu tylko imię i nazwisko bohatera. Po 20-30 latach funkcjonowania postaci jako "Krzyś" nie mogliby nagle zdecydować sie na zostawienie oryginalnego tytułu. Dlaczego? Nikt by pewnie nie ogarnął, a tym samym sprzedaż biletów byłaby znacznie niższa.
Chociaż może faktycznie "Krzyś" byłoby lepszym tytułem? Nie wiem, trudno powiedzieć - na pewno byłby mniej charakterystyczny niż "Krzysiu, gdzie jesteś?" :D
Tak czy siak, zapraszam serdecznie na moją recenzję https://www.youtube.com/watch?v=u8ZeOm790_s
A nie jest to przez przypadek zabieg pomagający nie mylić filmu z zeszłego roku "Żegnaj Christopher Robin" o autorze Kubusia? Zostawiając tytuł oryginalny można by sądzić, że to sequel etc. A tak, mamy osobną historię bliższą polskim "fanom" Puchatka.
spadkobiercy Ireny Tuwim w pewnym momencie chyba uznali, że Disney bezprawnie wykorzystuje jej tłumaczenie. zmiany są podyktowane tym, żeby nie płacić hajsu
Tu 'pani Halinka' miała problem. Jak miała to przełożyć, skoro nikt w Polsce nie ma pojęcia, jak Krzyś ma na imię i nazwisko?! Tłumaczenie wg mnie jest świetne, nie robi krzywdy twórcom i fajnie oddaje sens filmu. A zwykle się na radosną twórczość polskich tytułów nie godzę.